(Zachęcamy do uważnej lektury i głębokich refleksji) Od ponad pół roku niejako w drugim obiegu informacyjnym ( m.in. dzięki „wyciszeniu” arcyważnego dla przyszłości Kontynentu problemu przez publiczne/państwowe oraz mainstreamowe media żerujące na populistyczno-nacjonalistycznych nastrojach w sporej części państw UE) coraz szersze kręgi zatacza Apel autorstwa RobertoCastaldi, YvesBertoncini, AnnaDiamantopoulou, UlrikeGuerot i DanielInnerarity. Podpisały go już setki intelektualistów i osobistości wywodzących się z różnych środowisk z 20 krajów europejskich. Ze względu na obecną sytuację geopolityczną i gospodarczą publikujemy jego treść. My, obywatele Europy, jesteśmy przerażeni powrotem wojny do serca Europy. Rosyjska inwazja na Ukrainę obnaża słabości i zależności Unii Europejskiej i państw członkowskich oraz ich niezdolność do zapewnienia pokoju i stabilności. Europejczycy, a zwłaszcza Ukraińcy, ponoszą koszty braku wspólnej europejskiej polityki energetycznej, fiskalnej, zagranicznej i obronnej. Państwa członkowskie UE wydają na obronę…
– Można odnieść wrażenie, że w ciągu ostatniego półtorarocza tematyka związana z działalnością polskich euroregionów przygasła w przestrzeni informacyjno-publicystycznej w naszym kraju. To musi budzić zdziwienie, chociażby z prozaicznego powodu: euroregiony to obszary współpracy transgranicznej i bezpośrednich relacji z sąsiadami naszego kraju – zwłaszcza w aspekcie wpływu na tę sferę pandemii. Jak Pan ocenia ten ostatni okres zarówno z perspektywy Przewodniczącego Federacji Euroregionów RP, jak i szefa euroregionu Sprewa-Nysa – Bóbr? Czesław Fiedorowicz – Tisze jedziesz dalsze budiesz, tego powiedzenia i my nie bagatelizujemy w euroregionach. Bez zbędnego rozgłosu robimy swoje. Pandemia zastopowała normalne relacje ludzi z obu stron granic. Był okres całkowitego zamknięcia granic, większość projektów została przesunięta na potem. Na normalny czas. Ale podejmujemy we wszystkich euroregionach nowe, wręcz pionierskie kroki, by szukać leku na utrudnienia i ograniczenie…
Piotr Inrahim Kalwas - pisarz i reporter, mieszkający w Egipcie i na Malcie: - na łamach onetu.pl w lutym 2019 roku zamieścił niezwykle ciekawą rozmowę z Aleksandrem Kaczorowskim, bohemistą, slawistą, pisarzem, tłumaczem literatury czeskiej. Teraz, kiedy w Strasburgu toczy się bój o elektrownię Turów- wypada „ukraść” tę własność intelektualną ku powszechnemu dobru. Wydaje się nam bowiem, że doskonale znamy naszych południowych sąsiadów – tymczasem jest to naród kompletnie odbiegający od naszych stereotypowych opinii. Przede wszystkim Czesi nie gadają o Polsce, nic ich Polska nie obchodzi. - Musi pan zrozumieć, to jest sprawa kluczowa, że Czesi są potwornie wsobnym narodem, świat ich wali, a co dopiero Polska – mówi Aleksander Kaczorowski i już samym tym stwierdzeniem wprawia wielu spośród nas w osłupienie. Rzeźba "Sikający" przedstawia dwóch mężczyzn oddających mocz do basenu…
Spotkałem się w czytaniu współczesnych mędrców z tezą o porzuceniu: „binarnego spojrzenia na rzeczywistość”. Nieważna jest formalna efektowność tego stwierdzenia, rozumiem, iż chodzi o to, by nie zerojedynkowo traktować siebie i otoczenie
Otóż na kanwie myśli profesora Jana Miodka można wnioskować ,że współczesne słownictwo wymaga od nas czytania i formułowania pewnych skrótów, znaków, jakimi posługują się nowe pokolenia, co nie oznacza, że tego typu minimalizm komunikacyjny ma być związany z niechlujstwem, czy wręcz patologizacją językową.
Jeszcze raz odwołam się do stwierdzenia, mniej więcej brzmiącego tak, iż to „społeczeństwo jest głupie”, że błądzi, bo z natury jest gorsze, niż jego eminentni wybrańcy, a na pewno od tego, kto tezę taką wygłosił.
Takie słowo. Modne. Teoretycy literatury mogliby zadać parę pytań dodatkowych (to się zwykle źle kończy). Skoro są narracje – kim są narratorzy? Jakie sytuacje narracyjne implikują te narracje? Czy narracje dysponują szerokim – czy nie – horyzontem wiedzy?